PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8586}
7,4 226 387
ocen
7,4 10 1 226387
4,8 18
ocen krytyków
Pearl Harbor
powrót do forum filmu Pearl Harbor

Mnie się najbardziej sceny batalistyczne podobały. Atak na port niesamowity!

ocenił(a) film na 8
swoj_ze_swaja

Może dlatego, że jestem dziewczyną traktuję ten film jako romans z wojną w tle (choć przez dużą część filmu na pierwszym planie). Ale to oczywiście zbytnie uproszczenie. Dla mnie historie wojenne są niezwykle poruszające i ciekawe jeśli opowiedziane są przez pryzmat ludzi żyjących w danych czasach - ich rozterek i emocji. Wiele osób potwornie czepia się Pearl Harbor, że to nie tak, tamto nie tak, a ja przyznam, że to jeden z piękniejszych filmów jakie widziałam w swoim życiu. Piękna historia o miłości, przyjaźni i poświęceniu, cudowna obsada, muzyka i znakomite sceny batalistyczne. Oprócz Wichrów Namiętności i Niebezpiecznych Związków, to film do którego najbardziej lubię wracać.

ocenił(a) film na 8
Auntie

Bardzo fajnie napisałaś - film jest chwilami naprawdę wzruszający i w swej wymowie prawdziwy - wielu młodych ludzi w czasie wojny dotknęły problemy głównych bohaterów, tylko Affleck mi za bardzo nie pasował, ale to już rzecz upodobań

ocenił(a) film na 3
swoj_ze_swaja

"film jest chwilami naprawdę wzruszający i w swej wymowie prawdziwy"

...

Ha, ha, ha. Wszyscy razem - Ha! Ha! Ha!

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

Ha ha ha? Zapytaj (jeżeli jeszcze żyją) żony poległych lotników które zegnały ich przed wyruszeniem na front, czy też się śmiały "ha ha ha...", co świetnie pokazuje scena, jak ta dziewczyna żegna Afflecka na peronie

ocenił(a) film na 3
fliegertant

Co... co to ma wspólnego z czymkolwiek?

"co świetnie pokazuje scena, jak ta dziewczyna żegna Afflecka na peronie"

Jedyne, co ta scena pokazuje, to kolejny dowód na to, że Affleck - czy raczej postać przezeń grana - jest zwykłym palantem.
O tym, że w tym wypadku mamy łzy wylane nad postacią, którą dziewczyna dopiero co poznała i z którą nie zrobiła nic poza wymienianiem się drętwymi dialogami, wspominać nie muszę.

ocenił(a) film na 8
swoj_ze_swaja

Zgadza się! Niestety widzę, że wielu "mądrali" tutaj, którzy nigdy na wojnie nie byli nawet nie stara się wczuć w to, co ten film przekazuje. szkoda, że nie można ich wysłać choćby do Afganistanu - zesr...by się przy pierwszych wybuchu i tak WZRUSZYLI, że....

ocenił(a) film na 3
fliegertant

Doprawdy. A cóż takiego ten film przekazuje, jeśli wolno spytać?

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

Scen jak ta, kiedy Affleck odjeżdżał pociągiem a ona go żegnała, czy potem czekała na wieści, czy potem kiedy dostała wiadomość o zaginięciu było TYSIĄCE - dokładnie tyle, ilu lotników zginęło w czasie II wojny, bo KAŻDY miał rodzinę, dziewczynę, przyjaciół, każdy ruszał na wojnę, każdy się żegnał i rodzina każdego czekała na wieści. DOTARŁO? Czy jeszcze wytłumaczyć, choć prościej się już chyba nie da. Boże, co za ludzie, za grosz k... empatii, tka prostych rzeczy nie rozumieć...

ocenił(a) film na 3
fliegertant

"Boże, co za ludzie, za grosz k... empatii"

Gdybyś powiedział te słowa do lustra, miałoby to więcej sensu. Patrzę na takich pożeraczy papki, jak ty i nie chce mi się wierzyć, jak można być tak pozbawionym ludzkich uczuć.

Otóż jesteśmy na forum filmu, który został gremialnie znienawidzony przez społeczeństwo amerykańskie - zwłaszcza przez społeczność weteranów - za to, że sobie zwyczajnie olewa przedstawienie historycznych postaci i wydarzeń, spycha je na dalszy plan na rzecz trójki pustych wydmuszek oraz ich trójkącika miłosnego (opartego wyłącznie o drętwe dialogi i sukinsyństwo postaci granej przez Afflecka)... A ty masz tę niewyobrażalną czelność pitolić mi tutaj o rzekomym przekazie tego filmu... tylko dlatego, bo reżyser umieścił tam drętwą scenę pożegnania na peronie? Nic to, że postacie, które się żegnają, nie zostały w żaden sposób wyodrębnione (bo - patrz wyżej - nie robią nic poza wymienianiem się drętwymi dialogami, a Rafe wyróżnia się jeszcze tym, że jest gnojkiem). Nic to, że poza nimi, film nie zadaje sobie ani odrobiny trudu, by przybliżyć jakiekolwiek historyczne postaci - ani w ogóle żadnego z tych ludzi, którzy BYLI tam wtedy, w Pearl Harbor, w czasie japońskiego nalotu, którzy walczyli i zginęli. Nic to, że jest to jeden z najbardziej obraźliwych filmów w historii kina, dla którego atak na tytułowy port (i śmierć tych wszystkich ludzi) jest tylko i wyłącznie tłem dla wspomnianego, sztampowego, napisanego na odpiernicz, miłosnego trójkącika. Ważne, że reżyser po prostu UMIEŚCIŁ w filmie scenę, w której Etatowy Palant (wspaniały reprezentant tych wszystkich lotników, którymi próbujesz wycierać sobie gębę!) jest cały zadowolony z siebie, bo Pusta Wydmuszka po nim płacze.

Aha - i mam nadzieję, że wyrazisz kiedyś podobne "poglądy" w obecności amerykańskich weteranów. Tylko weź z sobą worek lodu, na wszelki wypadek - bo istnieje prawdopodobieństwo, że jeden z rzeczonych weteranów da ci po pysku. Mocno. Za gloryfikowanie filmu, który jest jedną z najgorszych obelg na uczestników minionej wojny światowej i budowanie na nim śmiesznych teoryjek o wyimaginowanym przesłaniu po to tylko, żeby podbudować własne ego.

Auntie

Ja z kolei jestem facetem, i również nie traktuję Pearl Harbor jako filmu wojennego - przede wszystkim jest to historia o wielkiej przyjaźni łączącej głównych bohaterów, poddanej próbie w szale działań wojennych, które dla tej historii są jedynie tłem - oddziałującym na ich relacje, ale tłem. Wpływ postaci Evelyn ujmuje historię klamrą, dzięki której gorycz zakończenia jest choć trochę osłodzona. Historia miłosna jest, owszem, dość naiwna, ale z drugiej strony, czy naiwność nie jest tym, czego od dobrego romansidła i wyciskacza łez widz oczekuje?
Jako film wojenny, absolutna kicha, za mało wojny, za dużo pierdół, amerykańskiego patosu, upiększania faktów, i nie ratuje sytuacji rewelacyjna sekwencja japońskiego ataku.
Jako romans/dramat - imho 7.5/10 (choć aby zrównoważyć głupie oceny niektórych typu 1/10 dałem 10).

użytkownik usunięty
swoj_ze_swaja

Wojenny.

ocenił(a) film na 8

Ujęcia ataków genialne!

swoj_ze_swaja

Kiedyś chyba to oglądałem, ale już nie pamiętam tego filmu zbyt dobrze.. Moglibyście podpowiedzieć, czy ckliwe sceny romantyczne nie przesłaniają w zbyt dużym stopniu historii jednej z najsłynniejszych bitw II wojny światowej? Czy jest zachowana taka chociażby umiarkowana równowaga między filmem wojennym a romansem, czy jednak działa to w większym stopniu na czyjąś stronę?

ocenił(a) film na 8
Comandante

Tak pół na pół, ale doskonałe zdjęcia lotnicza rzucają się na 1 plan!

ocenił(a) film na 3
swoj_ze_swaja

Ani to,ani to,bo zaden z tych watkow nie byl godnie pokazany. Dla mnie to po prostu wielkie gowno i tyle.

ocenił(a) film na 8
jasiu15

Oj, bez przesady, sceny ataków były pokazane bardzo dobrze

ocenił(a) film na 7
swoj_ze_swaja

Atak na port to osnowa tego filmu i fakt dlaczego oceniłem go aż na 8.. jako romasidło niestety błahy i bez polotu

ocenił(a) film na 8
aqu32

to dokładnie mam tak samo. Ujęcia ataku znakomite!

ocenił(a) film na 7
swoj_ze_swaja

Jedno nie wyklucza przecież drugiego. Atak na Pearl Harbor wbija w fotel na ponad pół godziny, a i wątek trójkąta miłosnego mnie przekonał :) Choć to w iście hollywoodzkim stylu.

ocenił(a) film na 8
Morska_Bryza

Prawda, prawda. Tylko Ben jakoś mnie nie przekonuje, ogólnie jako aktor, jakoś nie przepadam za nim. kurcze tę rolę każdy w miarę zdolny aktor by zagrał

ocenił(a) film na 7
swoj_ze_swaja

Też za nim zbytnio nie przepadam, ale według mnie poradził sobie. Ogólnie uważam, że postać Rafe'a jest podobna do A.J'a z "Armageddonu". Tu i tu Ben gra amerykańskiego herosa, chcącego uratować świat, a na dodatek romantycznego kochanka.

ocenił(a) film na 10
Morska_Bryza

Dlatego ja skupiam się tylko na scenach batalistycznych

ocenił(a) film na 4
swoj_ze_swaja

Atak na Pearl Harbor i Kate Beckinsale to jedyne plusy. Scena bombardowania Tokio niepotrzebna, a sceny ją poprzedzające bardzo patetyczne. Film jest przesiąknięty z resztą tym patosem do cna, to właściwie rujnuje film a w połączeniu z "trójkącikiem" i Affleckiem film traci urok w wątku miłosnym i wojennym. Gdyby inaczej dobrano obsadę, ograniczono by sceny z trójkącikiem i powstrzymano się od tego patosu wyszedł by genialny film wojenny. Tak mamy tylko ckliwy romansik w czasach wojny z oklepaną fabułą i żałosnym aktorstwem (oczywiście wyjątek: Kate Beckinsale)

ocenił(a) film na 8
Nekromanta21456

W sumie pozostaje mi tylko przytaknąć

ocenił(a) film na 3
swoj_ze_swaja

Traktuję to jako kupę łajna, która nie sprawdza się ani jako jedno, ani jako drugie.

Jako romans jest, delikatnie mówiąc, bezdenny - a to głównie z tego względu, że obraca się wokół wyjątkowo antypatycznej postaci Rafe'a. Postaci, z którą nie sposób się utożsamiać, bo zachowuje się jak kompletny palant i wobec Danny'ego i wobec Evelyn, ale pomimo tego film przez cały czas zdaje się wmawiać widzowi, że to spoko gość. Co w sposób oczywisty wpływa na pokazanie relacji między postaciami, a nie jest to jedyny czynnik. Na dobrą sprawę - wbrew temu, co twierdzą obrońcy tego filmidła - nie mamy tu ani wątku przyjaźni, ani wątku miłosnego. Wątek przyjaźni praktycznie nie istnieje, bo zanim Rafe odlatuje do Wielkiej Brytanii na swoją prywatną wojenkę, on i Danny nie spędzają razem na ekranie nawet pięciu minut - i w tym czasie nie robią niczego, co wskazywałoby, że łączy ich jakaś silna więź. Potem nie ma już szans tego rozwinąć, bo jak Rafe wraca, mamy już tylko zwykły hejt. Bo Rafe, jak już mówiłem, jest palantem, który przerzuca winę za własne poczynania na innych (kto chciał frunąć na drugą stronę oceanu? Kto rozkochał w sobie kobietę tylko po to, żeby zaraz potem zostawić ją samą?). Prawdziwy przyjaciel.
Wątek miłosny też praktycznie nie istnieje, bo Rafe i Evelyn nie robią w zasadzie niczego poza wymienianiem się drętwymi dialogami. A Rafe również i w tym wypadku jest skończonym palantem - romansuje z Evelyn, wiedząc doskonale, że niebawem ma odlecieć za ocean, daje jej przy tym do zrozumienia, że nie ma nic do gadania w tej kwestii, odmawia jej romantycznego spotkania przed rozstaniem, a potem ma jeszcze jaja poddawać ją "testowi" na peronie (warto zwrócić uwagę na tę scenkę, jak obserwuje przez okno płaczącą Evelyn - i pierwsze, co w tej sytuacji odczuwa, to zadowolenie z siebie; aż musi się współpasażerowi pochwalić, że to jego dziewczyna). Po prostu ciężko uwierzyć, że reżyser zmarnował ponad godzinę filmu na pokazanie relacji pomiędzy postaciami, które to relacje i tak nie zostają faktycznie pokazane.

Jako film wojenny nie sprawdza się z tego prostego względu, że ma zwyczajnie wylane na przedstawienie ataku na tytułowy port, jego kulisów czy też ludzi, którzy faktycznie tam byli. Można to sobie porównać do "Titanica" od Camerona - główni bohaterowie są wprawdzie postaciami fikcyjnymi (to, że Cameron ponoć zaczerpnął jakieś losowe nazwiska z listy pasażerów, nie przydaje im autentyzmu), ale przez cały film wchodzą w interakcje z postaciami rzeczywistymi. Poznajemy te postaci, utożsamiamy się z nimi, odczuwamy do nich sympatię - w efekcie, kiedy dochodzi już do katastrofy, jesteśmy przejęci ich losem. A "Pearl Harbor"? Ten film ma to wszystko w... czterech literach. Jak już wspomniałem powyżej, zmarnował chyba z półtorej godziny na pokazanie postaci, które nie istnieją, które nikogo nie obchodzą i które na domiar złego nie są nawet w centrum wydarzeń, kiedy już rozpoczyna się atak - bo początek nalotu zwyczajnie przesypiają w aucie. A ci wszyscy marynarze, którzy stanowili większość zabitych w Pearl Harbor, na których skupiła się główna siła ataku? Kogo oni obchodzą.
Scena ataku na Pearl Harbor jest ogólnie widowiskowa, ale to nie przesądza o kinie wojennym. Inaczej za "filmy wojenne" moglibyśmy z powodzeniem uznać na przykład "Transformers" albo "Matrix: Rewolucje". Tyle że to nie jest bajka o robotach z kosmosu, ale opowieść o historycznym wydarzeniu, na litość Boską... To się działo naprawdę. Tam naprawdę walczyli i ginęli ludzie. Tymczasem ten film jest na tyle odrażający, że potrafi nawet przypisywać zasługi rzeczywistych osób (na przykład pilotów Welcha i Taylora, którzy zdołali wystartować swoimi P-40 i nawet zestrzelili kilka japońskich samolotów) kompletnie zmyślonym postaciom. Za takie numery należałoby Baya za zadnie nogi na najbliższej gałęzi obwiesić. Pomijając rozmaite ahistoryczne brednie, ten film zawiera również bzdury, które zwyczajnie urągają elementarnej inteligencji - szczególnie zapamiętałem ten moment, gdy ileś tam japońskich myśliwców siedzi Rafe'owi na ogonie i za cholerę nie potrafią go zestrzelić (mimo że Rafe nawet nie manewruje, żeby uniknąć trafień). Coś takiego byłoby to przełknięcia we wspomnianym "Transformers", ale nie w filmie wojennym. Pospolita rąbanka może sobie wysoko sytuować poprzeczkę zawieszenia niewiary, ale film wojenny powinien być mniej lub bardziej osadzony w rzeczywistości. Powinien mieć na względzie realizm. Tymczasem "Pearl Harbor" jest zwykłą nawalanką, w której zrobienie ewidentnie nie włożono nawet odrobiny wysiłku (wyjąwszy oczywiście efekty specjalne). Prostakom może się coś takiego podobać, ale osoby obeznane w temacie, które oglądają prawdziwe filmy wojenne, będą zniesmaczone.

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

Powiem tak - dla mnie kino to rozrywka. Chce realizmu - oglądam dokumenty. Wiadomo, że P-40 jako myśliwiec w walce manewrowej nie miał szans z Zero, sprawdzał się jedynie jako kitty-bomber w Afryce, w misjach szturmowych. Ale ujęcia z samolotów, z kabin podobały mi się i po to ten film oglądam. Pierdalamento fikcyjnych osób zawsze przeszkadza mi w filmach wojennych, właśnie dlatego jest taki problem z naszym Dywizjonem 303, gdzie mój przyjaciel i pomysłodawca tego filmu walczy z niejakim panem Samojowiczem, żeby przestał forsować scenariusz, gdzie 70 procent to takie właśnie pierdoły. Ale jak wspomniałem, oglądam Pearl H. zawsze jak leci właśnie dla tych scen ataku. Nie biorę tego filmu na poważnie, na śmiertelnie serio, ale lubię pooglądać Japończyków w kabinach, ujęcia spadających bomb etc.

ocenił(a) film na 3
swoj_ze_swaja

"Chce realizmu - oglądam dokumenty"

Krew mnie zalewa, prawdę powiedziawszy, gdy po raz milionowy czytam lub słyszę ten tekst... Sam mam w swojej kolekcji całkiem sporo filmów wojennych, które cenię między innymi właśnie za realizm; jeszcze więcej podobnych filmów oglądałem w telewizji, na pożyczonych płytach, w kinie, albo w innym środku masowego przekazu. ŻADEN z nich nie jest dokumentem.

A tu proszę - otóż dla wielu delikwentów jedyną linią obrony dla kretyńskich filmów jest odwracanie kota ogonem, wyskakiwanie z hiperbolą o dokumencie i w ten sposób kłamanie w żywe oczy, iż w filmie fabularnym nie da się pogodzić realizmu z całą resztą. Pomimo faktu, że na własne oczy widziałem - wielokrotnie - że tak się da. I w ten oto sposób, o wiele bardziej zdolni twórcy, kręcący o wiele lepsze filmy, wkładający o wiele więcej serca w to co robią, nie zgarniają wcale u takich ćwoków wyższych not (ba, zdarza się, że dostają niższe!) od patałachów, którzy nakręcili swoje filmy na przysłowiowy odpierd*l, żeby tylko było jak najwięcej wybuchów. I jeszcze drętwych dialogów. I płaskich postaci. Bo kurde, "kino to rozrywka".

ocenił(a) film na 8
Der_SpeeDer

Jakich kretyńskich? Dla mnie kino to DOKŁADNIE rozrywka, oglądam żeby sobie popatrzeć na ciekawe sceny batalistyczne, rozerwać się bo realizm to mam na co dzień we własnym życiu. Leję ze śmiechu widząc nabzdyczonych, pełnych agresji dziwnych ludzi, którzy do tak błahej sprawy jak kino podchodzą ze straszliwym spięciem dooopy. Będzie leciał, chętnie jeszcze raz obejrzę. I wisi mi, co kto o tym myśli

ocenił(a) film na 3
swoj_ze_swaja

Aha. To wiesz, co - jak będziesz kiedyś w Stanach, to odlej się jeszcze na groby wspomnianych Welcha i Taylora. I w ogóle na wszystkich, którzy walczyli w Pearl Harbor. Bo skoro dla takich gnojków, jak ty, podobne kino jest tylko i wyłącznie pustą rozrywką, to pewnie czyjeś życie też jest dla ciebie tylko rozrywką.

"Leję ze śmiechu widząc nabzdyczonych, pełnych agresji dziwnych ludzi"

No cóż - ja pamiętam paru lejących ze śmiechu podczas oglądania "Pianisty". Bo wyrzucenie inwalidy z balkonu na ulicę oraz przejechanie go samochodem to był w ich mniemaniu świetny gag. Pewnie też byliby zdziwieni, że jestem taki nabzdyczony, pełny agresji i że ogólnie nie rozśmieszyła mnie ta scena (a wręcz przeciwnie - patrzyłem przerażony, wbity w fotel).
Prostaki twojego pokroju są jak dla mnie równie odrażające.

ocenił(a) film na 10
swoj_ze_swaja

|Mnie interesowały tylko sceny batalistyczne

ocenił(a) film na 8
ter_444

Bo jakby nie patrzeć były znakomite

ocenił(a) film na 10
swoj_ze_swaja

ja chyba uznaję i za jedno i za drugie. Sceny batalistyczne były epickie, ale i romans był bardzo płomienny. Bardzo mi się podobał. No i za mundurem!

ocenił(a) film na 3
meryda_waleczna

"romans był bardzo płomienny"

Po czym to stwierdzasz?

ocenił(a) film na 7
swoj_ze_swaja

Jako romans wojenny

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones